Bez ceregieli.
- Oduczy Cię to takich zachowań. - warknął Tom do zwijającego się z bólu chłopaka. Ja wylądowałam jeszcze ostrzej - poniewać niósł mnie na rękach, zanim upadł został osłabiony a ja przed nim padłam na ostre korzenie runa lasu.
- Teraz wstawaj i zaprowadź ją tam gdzie ma spoczywać.
- Jak mam wstać?
- Normalnie, bo nie dostaniesz swojej połowy.
Odszedł bezszelestnie. Chłopak długo się jeszcze zbierał do kupy aż w końcu mu się udało. Podniósł mnie i posadził pod drzewem. Przeraziłam się słowem "SPOCZYWAĆ" ale okazało się że to nic strasznego. I wtedy okazało się, że jednak kocham, moje serce kocha, i jest oddane innemu, które znajdowało się daleko stąd. Postarałam się zapomnieć, ból serca powodował jeszcze ostrzejszy ból rany na brzuchu. Po krótkim czasie zaczęłam się dusić.
- Co Ci jest? - zapytał szorstko Tom. Przymknęłam oczy, skuliłam się najlepiej jak umiałam i przestałam oddychać(sztuka wychodziła dobrze, byłam dobra w pływaniu, zwłaszcza nurkowaniu) Mężczyzna odetchnął i zgasił papierosa. Wziął moją głowę na swoje kolano, i zaczął swoją wielką, szorstką dłonią gładzić mnie po włosach. Miałam wielką ochotę wyrwać się mu, ale nie mogłam.
- Przestań, to ją stresuje. Im więcej stresu dla niej, tym gorzej. - mruknął współpracownik. Tom już mniej delikatnie rzucił wręcz moją głową o ziemie. Nie chciał by wyszło na jaw że ma tam jednak skamieniałe serce. Głowa zaczęła mnie boleć. Podwładny bardziej niż współpracownik rzucił drewno na opał i do mnie podbiegł.
- Przestań, to też człowiek!
- Skończ z "przestań". - stęknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz