Dziewczyna o wielu marzeniach i z głową chmurach. Ma wiele zainteresowań :3
czwartek, 13 czerwca 2013
Roz. 3 - nowego
Kłamałam wybiegając, kiedy mogłam mieć więcej czasu niż w weekend? W sumie nie robiło mi to różnicy, czasami za dobre sprawowanie wypuszczali mnie z szkoły szybko, odrabiałam lekcje i się nudziłam. Ale gdy nie wypuszczali, zostawałam do piętnastej. Ale za pięć dni miały być wakacje. Jeszcze nie miałam na nie planów więc wróciłam do Ziemi i pobiegłam w stronę sklepu. Kupiłam staruszce owoce i inne jedzenia, bo te które jadała były z sprzed dziesięciu lat. Kupiłam też koc, kilka książek i wełnę. Dziwiłam się że nieznajomej kobiecie zaufałam bardziej niż komukolwiek. Byłam osobą niesamowicie zamkniętą w sobie, od wypadku mamy. Przeprowadziłam się wtedy z Barcelony tutaj, do Anglii. A jej opowiedziałam wszystko, szczegółowo : jak i gdzie mój tata zarabia, jak nam się żyło jak mama tu była, wszystko. Wróciłam prędko do kobiety. Patrzyła na martwą, pustą scianę.
- Już jestem. - zawołałam z korytarza.
- Już minął dzień? - zapytała ospale. Pokręciłam głową. Postawiłam na małym stołeczku zakupy.
- Proszę, tu ma pani jedzenie.. A tutaj gazety i książki. - powiedziałam odsłaniając rolety by wpadło trochę czerwcowego słońca. - I wełna.
- Dziecko, jestes dla mnie bliższa od rodziny.. - wzruszyła się. Odczuwałam to samo. Usiadłam w starym fotelu, tym samym co poprzednio.
- Przepraszam, jutro przyjdę dopiero o piętnastej, jak mi się uda wypuszczą mnie o trzynastej..
- Ale przyjdziesz? - zachrypiała Helen.
- Jasne.!
Zapytała mnie jak sobie radzę po stracie mamy. Powiedziałam jej, zamknęłam się w sobie na zawsze, stałam się cicha i spokojna, chociaż dawniej byłam i tą szaloną i kreatywną osobą i cichą i spokojną. Jednak czas ten minął, razem z latami. Zamykałam się w sobie dzień w dzień mocniej.
-Przepraszam, posiedziałam trzy godzinki..Muszę już wracać. Jest dopiero czternasta, niech pani zajrzy do książek. - powiedziałam.
- Dziękuję Ci. Książki w moim typie.
- Każdą z nich czytałam, i obiecuję że i pani się spodobają.
Wyszłam. Wzięłam się za obiad, następnie za książkę. Mijała szesnasta gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam z łóżka i podeszłam do holu (to że mój tata bardzo dobrze zarabiał nie znaczyło że nie miałam wypasionej chaty) .
- Witam. - powiedział przysadzisty staruszek.
- Dzień dobry. - powiedziałam zaniepokojna. - Wejdzie pan?
- Nie, jestem tu tylko by Ci to przekazać.
- Ale co? - popatrzyłam na jego ręce.
- To. - zza pleców wyciągnął małą paczuszkę.
- Dziękuję ale co to? - powiedziałam.
- Córcia, gadasz do drzwi? - zapytał tata, który własnie wybierał się do sąsiadki w interesach.
-A-ale..? - stęknęłam. W moich rękach nie było nic, tylko mały kluczyk. Mogłam sobie wyobrazić że rozmawiam z tym staruszkiem, co by się nigdy nie zdarzyło. Byłam zbyt zamknięta w sobie, ale jak miałam wytłumaczyć dzwonek i kluczyk w moich dłoniach? Pobiegłam do schodach wykładanych jasną wykładziną. Zamknęłam drzwi i przyjrzałam się kluczykowi. Był mały, czarny jak smoła i jakby wykonany nie z tworzywa z którego naturalnie tworzy się klucze ale z marmuru, kamienia. Był wyjątkowy, postanowiłam go zawsze nosić przy sobie. Weszłam chwilkę na komputer, by popatrzeć na blogi i na facebook'a. Miałam niedawno urodziny, jednak profil był pusty. Poczytałam jeszcze chwilę. Zobaczyłam w książce interesujący moment.
``Wzięła mały, marmurowy kluczyk do ręki. Otworzyła dziwne drzwi..``
Byłam zdziwiona, klucz się zgadzał ale jakie drzwi..? Przez noc zdążyłam jednak o wszystkim zapomnieć. Wstałam, miejąc pewnosc, że dzisiaj jest na pewno poniedziałek. Ubrałam się, tak jak zawsze - na luzie. Kolorowa bluza, bluzka z Tweety'ym i czarne dżinsy. Poszukałam kawałka sznurka i przczepiłam mały kluczyk do szyi. Nie zauważyłam że zmienił się w modny dodatek - mały krzyżyk. Wciągnęłam na nogi glany i wyszłam bez posiłku. Na początku szłam szybkim krokiem a potem zaczęłam biec. W szkole miałam opinię tej niezależnej i cool, nikt z mną nie rozmawiał. Podobała mi się ta reputacja mimo iż wolałabym mieć przyjaciółkę. Usiadłam w swojej ławce. Pierwszą lekcją był Język Polski. Wypakowałam książkę i zeszyt. Miało być omówienie lektury, więc lekcja minęła szybko i sprawnie, z zakończeniem na piątkę - piątką. Wyszłam z szkoły. Zauważyłam grupę chłopaków. Tak, nauczyciele cos wspominali o nowych, ale mnie nie zaintrygowali oni ale chłopak z daleka od nich.
- Heej! - zawołał za mną jeden z chłopaków. Ja odgarnęłam tylko czarne, jedwabiste i długie włosy z twarzy. Podeszłam do chłopaka, który szkicował obraz na płótnie siedząc samotnie na murze. Usiadłam obok niego.
- Hej.- zagadałam bawiąc się paznokćmi.
- Hej. - powiedział chłopak jakby dopiero co mnie zauważył.
- Spotkamy się po szkole? - zapytałam nie pewnie. Chłopak po wyglądzie i reputacji dziewczyny spodziewał się raczej żądania niż pytania. W końcu oderwał wzrok od płótna. Nie spodziewał się *teraz tak będę opisywać* że pierwszy raz od smierci matki dziewczyna uniesie wysoko kąciki ust.
- Jasne, chętnie. Uważałem Cię za trochę inną osobę. - przyznał.
- Wielu za taką mnie uważa, mimo iż taka nie jestem. - odparłam. Pierwszy raz zebrała się na odwagę i powiedziała kilka słów. Chłopak przyglądał się jej z zaciekawieniem a ona odwróciła wzrok, speszona.
- Too.. do zobaczenia. - wypaliła i odbiegła. Za ramię złapał ją jeden z tych dupków.
- Ej, nie gadaj z nim. To lamus. - powiedział.
- To moja decyzja czy będę z nim gadać czy nie. - mruknęła wyrywając się. Miała ochotę wrócić już i wszystko opowiedzieć staruszce. Poprosiła dyrektorkę która wszystko rozumiała. Pobiegła. Weszłam do małej chatki. Kobieta nie przywitała jej jednak swym miłym usposobieniem, leżała płasko na ziemi obok kanapy. Oddychała, o co przemodliła całą drogę. Zapłakałam się i szybko zadzwoniłam po karetkę, cała rozstrzęsiona. Zdążyła. Zabrali kobietę do szpitala obiecując że z tego wyjdzie. Wróciła do szkoły. Zdążyła na trochę drugiej lekcji, uzupełniła wszystko na przerwie. Chłopak przypatrywał się całą lekcję widząc zapłakane jej oczy. Podszedł do niej, podał lekcje i otarł łzy.
- Co się stało..? - zapytał, patrząc jej głęboko w oczy.
- Więc, moja mama umarła już dawno, a przed wczoraj znalazłam kobietę, a dzisiaj zabrano ją.. - wypłakiwała się w jego ramię.
- Spokojnie, skoro obiecali, będzie dobrze. - pocieszał ją bez końca. Zadzwonił dzwonek, a ona w końcu miała z kim siedzieć..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz