Dzisiaj nie będzie kontynuacji "o mnie" ale napiszę FF :) Będą tu różne opowiadania. Wkleję wszystkie jakie się ukazały na pingerze :
Rozpoczynał się kolejny dzień. Tym razem miał być jednak wyjątkowy. Pierwszy dzień wakacji - dzień mojego wyjazdu "po samodzielne życie". Co prawda miałam dopiero 17 lat ale moi rodzice.. cóż. Ich nie było przy mnie. W końcu wyszłam z przebrzydłego sierocińca. Miałam wyjechać do Anglii, do wujka. Był bardzo bogaty a ja nie chciałam mieć zupełnie nic wspólnego z miejscem w którym moi rodzice..eh. Wsiadłam do taksówki. Zawiozła mnie ona na lotnisko. Wsiadając do samolotu podałam Pani bilet. Usiadłam na swoim miejscu.
- Hej. Jestem Brian, a ty? - zagadał do mnie chłopak o bursztynowych oczach.
- J-ja.. ja jestem Vivianne. - odparłam zmieszana. Chłopak wcale mi się nie podobał, chociaż był nieziemsko przystojny.
- Ładne imię. Dokąd lecisz?
- Ja? Do Anglii, do wujka. - usmiechnęłam się lekko.
- Zaraz będziemy.. gdzie mieszkasz?
- Będę mieszkać u mojego wujka, może go znasz? Gregorio Roturszewski.
- Czy ja go znam?! To najsłynniejszy producent muzyczny itp na całym swiecie! Dziewczyno, zazdroszczę Ci.
I własnie tak dowiedziałam się, że mój wujek jest sławny i bogaty.
- Ale gorąco. Będziemy mieli słoneczne wakacje.
- Pewnie tak. Przepraszam, chciałabym się teraz skupić na książce.
- Jasne, już jestem cicho..
Chłopak był zaskoczony że to on do niej zagadał a ona go olała. Po niecałej godzinie wylądowali. Dziewczyna wzięła nieliczne bagaże i wysiadła. Na lotnisku czekał na nią wujek.
- Czesc wujku! - zawołała. Mężczyzna ją zauważył i pomógł wziąć bagaże.
- Witaj Vivianne! Już na ciebie czekałem. Poznasz w końcu moich synów: Harry'ego, Zayn'a, Nialla, Louis'a i Liama. Nie są z tobą spokrewnieni. Nie martw się.
- Czy się mylę czy za synów masz zespół One Direcion?! - zapytałam. Byli moimi idolami, byli cudowni! Mieli piękne głosy i byli mega przystojni.
- Tak.. Jestes ich fanką? - zapytał.
- Chyba największą na swiecie! - wykrzyknęłam.
- W takim razie nie możemy zwlekać. Muszą Cię poznać. - powiedział, otwierając mi drzwi do wielkiego samochodu. Wsiadłam. Wujek mieszkał niedaleko centrum. Na powitanie wyszli wokalisci i służba.
- Witamy Vivianne! - krzyknęli jak tylko wysiadłam z auta.
"Nie wiedziałem że ona jest taka ładna" - szepnął Louis do Liama. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
- Hej jestem Harry.
Każdy z nich przyszedł osobno.
- Oprowadzę Cię po domu. - zaproponował Louis. Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zmieszałam się, ale odpusciłam. Po prostu chciał być miły. Nic wielkiego.
- To twój pokój. - powiedział wskazując na ogromne drzwi. - A to mój. - tym razem wskazał pokój znajdujący się jedno pomieszczenie dalej. Dom był ogromny a ja zachwycona.
- Hej, Louis ona wszystkiego się dowie. Pewnie jest już głodna i zmęczona. - powiedział Zayn. - Zjesz cos?
- Chętnie.
Chłopak zaprowadził mnie do kuchni. - PROLOG BEZ ZMIAN.
Krótkiee teraz :
Rozdział 1.
Nie byłam głodna więc usiadłam przy stole kuchennym.
- Zayn? - zapytałam niepewnie.
- Hmm?
- Louis ma dziewczynę?
Chłopak usmiechnął się pod nosem.
- Nie ma.. A co Viv? - powiedział odkładając chleb i wkładając do chlebaka. Usiadł obok.
- Nic.. - chłopak spojrzał na mnie jakby chciał przeniknąć przez skórę - No dobraa.. bo ja go lubię.
- No weź.. mów mi. Jestem twoim "bratem".
- Zayn!
- No już. Chodź. - złapał mnie za rękę i poprowadził po schodach. Byłam zaskoczona, ale nie stawiałam oporów. Chłopak zapukał do drzwi Louisa.
- Co ty robisz? - powiedziałam dając mu sójkę w bok i próbując się wyrwać. Ale był za silny. W końcu chłopak otworzył. Popatrzyłam na Zayna karcąco i weszłam do pokoju.
- Vivianne chciała powiedzieć że cię..- zaczął.
Zatkałam mu usta.
- Kocha.. - dokończył Niall. Rzuciłam się na niego. On się tylko zasmiał.
- My z Niallem już wyjdziemy^^
Miałam ochotę zabić chłopaków. Spojrzałam na Louisa. Patrzyłam tak chwilę, może dwie. W końcu po prostu się zasmiałam. Usiadłam obok chłopaka na jego kanapie.
- Czy to prawda? - zapytał poważnie.
- Louis.. głupio wyszło.
- Pytam czy to prawda.
- Ale..
- Mam powtórzyć?
- Tak, to prawda.Przepraszam.. - przyznałam się z głębokim westchnieniem.
- Vivianne, za uczucia nigdy nie należy przepraszać.
- Louis, nie zbaczajmy z tematu. Powiedz po prostu, wiem że kochasz inną.
Chłopak musnął moje usta swoimi.
- Nic nie mów. Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.
Chłopak zamilkł. Ja nie miałam odwagi się odezwać. Bałam się, że mnie wysmieje. Do pokoju wszedł Liam.
- Ej stary, masz pożyczyć gola...- zaczął. Miał na twarzy płyn do golenia.
- Liam! Nie teraz. Wyłaź stąd. - syknął chłopak.
Liam zamknął drzwi. Skierowałam wzrok spowrotem na chłopaka przy mnie. Popatrzyłam mu w oczy. Chciałam znać prawdę, to wszystko. Przyjęłabym odrzucenie. Chciałam przestać żyć w niepewnosci. On objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego tors. Pocałował mnie w czubek głowy. Po policzku spłynęła mi łza. Ni to smutku, ni to radosci.
- Vivianne kocham Cię. - wyszeptał. Wstał i wyszedł zostawiając mnie w pustkach pokoju. Chciałam za nim biec, pocałować go, przytulić. Ale cos nakazywało mi stać. Dlaczego? Mogłam go stracić! A siedziałam bezczynnie. Gdy zniknął mi z oczu wybiegłam. Miałam na sobie bokserkę, rurki i conversy w których chodziłam po domu. Lał mocny deszcz, a ja biegłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam jak. Biegłam. Stanęłam nad rzeką. Uklękłam i zalałam się łzami.
Siedziałam nad rzeką jeszcze kilka godzin. Ulewa ustała, słychać było tylko szum wody.
- Dlaczego was z mną nie ma? - szeptałam. Poczułam zimną dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze. - powiedział Louis.
- Jak mnie tu znalazłes?
- Pobiegłem za tobą.
- Jak to.? Dlaczego Cię nie widziałam?
- Bo się chowałem.
- Aha.
Wszystko co mówiłam było zimne i bezinteresowne. Wtuliłam się w ramię chłopaka.
-Chodźmy już. Wybiegłas w samej bluzce, przeziębisz się. - pomógł mi wstać. Poszłam z nim.
**W domu**
- Vivianne! - krzyknął Harry podbiegając do mnie.
- Gdzie..?
- Co się stało..?
- Wszyscy się o ciebie martwili.. - powiedział wujek. Wzruszyłam ramionami i poszłam z Louisem do pokoju.
~ To było o 1D.
I "Wolna jak ptak, sam na sam z swoimi pasjami♥"
Obudziły mnie promienie słońca. Do pokoju weszła mama.
- Kochanie, dzisiaj wyjeżdżasz do Anglii do szkoły zainteresowań, pamiętasz? - powiedziała podlewając kwiaty.
- To już dzisiaj?! - zerwałam się z łóżka, porwałam naszykowane ciuchy i wybiegłam do łazienki. Wciągnęłam czerwone rurki, założyłam bluzkę z nadrukiem flagi Anglii i kolorowe conversy. Spojrzałam na zegarek (wyjeżdżałam o dziewiątej). Była siódma. Uspokoiłam się i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole.
- Nie wiem czy mam cię tam.. - zaczął ojciec.
- Tato, chcę zjesc w spokoju.
Nigdy nie miałam z nim dobrych kontaktów. Zawsze stawiał warunki lub inne takie.. a teraz gdy wyjadę zupełnie sama do Anglii będzie inaczej! Mama podała płatki, kanapki i jajecznicę. Podała tacie herbatę a mi sok pomarańczowy. Nie pijałam herbat.. Wypiłam sok duszkiem. Po posiłku poszłam na górę. Nie miałam co robić - pokój był zupełnie pusty. Mieszkałam w bloku, więc jedyne za czym będę tęsknić to rodzina. Popatrzyłam na puste sciany, wszystkie plakaty zabrałam. Pokój miał kolor morelowy, który dziwnie mi się kojarzył. Miałam wyjechać do Anglii, na wioski.. to byłby mój pierwszy dzień spędzony tam. Nie wiedziałam nawet kiedy wrócę ale wiedziałam że posiedzę tam długo. Siedziałam tak i myslałam. Z tego stanu wybudził mnie klakson samochodu.
- To po ciebie Aquel!
Zerwałam się z krzesła, porwałam połowę bagaży i wybiegłam do auta. Usadowiłam się na siedzeniu. Rodzina pomogła z resztą bagaży. Niemogłam się doczekać aż tam przyjadę!!
***W szkole***
Wysiadłam z taksówki. Mój nowy dom-szkoła. Na boisku grało pięciu chłopaków i dwie dziewczyny, na murach siedziały trzy blondynki, na trawie siedziała para chłopaków i dziewczyn a przed szkołą spacerowała samotna brunetka. Przełknęłam slinę i ruszyłam przed siebie.. W końcu co mogło się stać? Mogli mnie nie polubić, a moje życie przemienić w koszmar. Nic wielkiego.
- Ej ludziska, Aquel przyjechała! - zawołała brunetka. Otworzyłam szerzej oczy. Pięć dziewczyn do mnie przybiegła. Były piękne i wysportowane.
- Nasza wychowawczyni nam o tobie mówiła. - powiedziała jedna z nich. Miała zielone oczy i brązowe włosy.
- To.. miło. - odparłam. Usmiechnęły się. Usłyszałam dzwonek. Dziewczyny zaprowadziły mnie pod klasę taneczną. Wzięłam strój z torby i się przebrałam.. Akurat ćwiczyli balet (przyjechałam jeden dzień później od rozpoczęcia szkoły).. nie byłam w tym za dobra.Najpierw nauczyciel wywołał Mirandę - dziewczynę która do mnie zagadała. Dziewczyna była bardzo zdolna w tej dziedzinie. Dostała 5+.
- Że to niby na ocenę?! - szepnęłam do niej. Przytaknęła. Bałam się bo nigdy jeszcze nie ćwiczyłam baletu ani innych!
- Teraz.. Aquel. - wywołał. Tego się obawiałam. Wyszłam na parkiet pełna obaw.
- O przepraszam Cię.. tu masz choreografię. Przecież Cię nie było.. - powiedział nauczyciel, wywieszając plakat z każdym r****m tańca który miałam wykonać. Bardzo mi pomógł. Najpierw niepewnie podniosłam nogę do góry, a potem gdy muzyka się rozkręciła zaczęłam wczuwać się w to co robię. Zapomniałam o tłumie uczniów przyglądających się mojemu występowi. Oddałam się tańcu. Gdy muzyka ustała ukłoniłam się. Czekałam no ocenę.
- T-to było genialne! - zrecenzował nauczyciel.- Piątka +.
Strasznie się cieszyłam. Przyjaciółki mi pogratulowały. A ja po prostu się dobrze bawiłam.
Pan przepytywał jeszcze kilka dziewczyn. Lekcja się skończyła.
-Chodź na dwór. Zostaw torbę pod klasą. - powiedziała jedna z przyjaciółek Mirandy -Rose.
- Dobrze.. - odparłam usmiechając się lekko. Ona tylko podniosła kącik ust. Wyszłysmy. Na dworze znów były grupki.
- Zagramy? - zapytała Mira. Cała piątka i ja stałysmy się przyjaciółkami.
- Chętnie. - powiedziałam. Lubiłam sport chociaż nigdy żadnego nie uprawiałam. Wzięłam piłkę i.. chybiłam.
- Nie umiem grać, Miranda. - przyznałam.
- Nie szkodzi, i tak już dzwonek.
- A co teraz mamy?
-Nie wiem. Chyba wolną lekcję. Zwolnimy się w szóstkę, musimy Ci cos powiedzieć. - szepnęła. Przytaknęłam zainteresowana. Zaczekałam na Scailer, która miała poinformować o zwolnieniu. Dziewczyny zaciągnęły mnie do zaułka.
- A więc.. może wydaje Ci się to dziwne i głupie. Ale nasza piątka znana też jako "Przyjaciółki z pasjami" mają moce - Rose ma moc ziemi, Ja moc zwierząt, Scai wiatru, Melanie wody A Cleo moc ognia. A ty masz te wszystkie moce, i nikt! NiKT cię nie pokona. Jestes tą czarodziejką. Możesz wszystko, dosłownie. - tłumaczyła z zapałem.
- C-czyli że ja jestem..? Ale super! Kocham Anglię! - wykrzyknęłam. Nie przekrzyknęłam jednak uczniów.
- To super. Lekcje tu nie są obowiązkowe. Można nie chodzić. Nic się nie stanie. Chodźmy przećwiczyć nasz nowy układ. - powiedziała Cleo. Poszlismy za nią. Miała ciemne włosy i piękną twarz. Każda z nich była piękna. Próba polegała na pokazaniu każdej z umiejętnosci dziewczyn.
Cleo strzelała kulami ognia, Melanie je gasiła, Rose sprawiała że wyrastały rosliny, Scailer je zwiewała a Miranda wywoływała zwierzaki. Ja zrobiłam to wszystko. Gdy zaczęło się robić ciemno, wszystkie wróciłysmy do szkoły. Ja miałam pokój z Cleo. Była nie pewna co do mnie, więc miałam nadzieję że wspólny pokój nas zbliży. Rozpakowałam się i poszłam spać.
Dzisiaj był dzień wolny w szkole! Nie wiem z jakiego powodu, ale był. Więc postanowiłam z dziewczynami że potrenujemy. Ale nie szło nam za dobrze, bo nie było z nami Scailer. Rodzice po nią przyjechali żeby zawieźć do lekarza.
- Odpuszczamy sobie? Ja i tak za chwilę muszę się uczyć na taniec, bo nie jestem dobra w hip-hopie. Wolę balet. - powiedziała Miranda.
Wszystkie się rozeszlysmy. Ja poszłam do szkoły, gdzie odbywała się impreza. Zaczęłam się wygłupiać itd. Było bardzo fajnie! Ale potem spotkałam *jego*. Zakochałam się w nim bez granic. Wybiegłam z szkoły na łąkę. Biegłam z motylami w brzuchu *Ta łąka jest na tle;)* W końcu położyłam się na miękkiej trawie i wpatrzyłam w niebo. Przymknęłam oczy i zaczęłam marzyć. Wtedy usłyszałam szmer. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Nikogo tylko ja, drzewa i ptaki. Potem z krzaków wyszła postać o ciemnych włosach w kapturze.
- Kim..? - zapytałam.
- To ja, Aquel. Nie poznajesz mnie?
Postać zdjęła kaptur.
- Cleo! Przestraszona jestem przez ciebie..!
- Nie masz powodów. - zasmiała się. Usiadła obok mnie.
- Jak się tu znalazłas? - zapytała dziewczyna.
- Nie wiem.. zakochałam się i przybiegłam w to miejsce.
- Miejsce to jest magiczne, Aquel. Nie tylko to. Jak masz w sobie moc wszystko jest magiczne. Jest dobro i zło. Więc uważaj i bądź gotowa zawsze. - mówiła.
- Dobre rady jej udzielasz, kochana Cleo.
- Ragerte? Aquel! Wstawaj. Musisz mi pomóc walczyć.
Byłam zaskoczona ale poderwałam się na nogi. Rzuciłam w nią kulą ognia. Cleo szepnęła że ona się zajmie ogniem a ja czym innym. Więc *może się też zamieniać.. umie wszystko!* Rzuciłam w nią falą ognia. Wywróciła się, ale zdążyła rzucić zaklęcie ognia. Cleo zastygła w nieruchu. Szybko wywołałam wilki i sama się w jednego zmieniłam. Pokonałam ją dzięki przewadze liczebnej i wilkom ale wiedziałam że następnym razem nie będzie tak łatwo. Cleo ożyła.
- Kim ona była?! - zapytałam przerażona.
-Ragerte, moja siostra. Przeszła na stronę zła. Ona to jeszcze nikt, ale Errowine będzie chciał zemsty.. Z tym będzie gorzej. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w gąszcz.
- Mirando, zbierz resztę dziewczyn. Scailer wróciła od lekarza? - zapytała poważnie Cleo.
- Tak, już idę.
Wkrótce w pokoju Miri siedziała piątka dziewczyn i ja. Cleo siedziała na łóżku, Scailer leżała na dywanie, Miranda stała zdenerwowana a Rose leżała obok mnie na kanapie.
- Zaatakowali. TRZEBA DZIAŁAĆ. Idziemy. Musimy trenować, wywołali już wojnę! Musimy chronić siebie i innych. Jeżeli którą złapą i posiądą jej moc będzie źle. Szóstka będzie niedopełniona a zło zwycięży. Musimy trzymać się razem. - mówiła Cleo. Przytaknęłysmy. Poszłam z nimi na łąkę ćwiczeń. Byłam coraz lepsza a one coraz bardziej zmotywowane do walki.
- Jestesmy gotowe. - stwierdziła Miranda po tygodniu ćwiczeń.
- Chodźmy na lekcje. - powiedziałam.
- Nie! Jeszcze nie. Słuchaj, nasza moc jest słabsza gdy nie przemieniamy się.
- Jak to "przemieniamy"?
- Normalnie. W twoim przypadku wystarczy sobie tego zażyczyć.
Gdy dziewczyny rozeszły się do pokojów zaczęłam ćwiczyć balet. Zaczęłam wirować i obracać się jak szalona. Niestety, zahaczyłam o drzwi które się nagle otworzyły.
- Sorry, pomyliły mi się twoje drzwi z drzwiami Mirandy. - powiedział chłopak w którym się zakochałam.
- Tak, wiem. Może.. może się spotkamy po szkole? - zapytałam cicho i niepewnie. Już wychodził ale usłyszał mój cieniutki głosik.
- Hmm.. to dobry pomysł. - powiedział i wyszedł. Byłam oczarowana ale nie miałam dobrych ubrań. Wtedy usłyszałam dzwonek. Zgarnęłam alladynki i bluzkę do hip hopu i wybiegłam z domku. Otworzyłam drzwi przebieralni i zmieniłam ubiór. Wbiegłam do klasy. Stanęłam obok Mirandy, Cleo, Scailer i Rosalie. Ćwiczylismy taniec. Lekcja minęła szybko.
- Cleo, idziemy dzisiaj z dziewczynami na łąkę? - zapytałam wychodząc z klasy.
- Nie wiem, możemy ale musimy być ostrożne. Wiesz Errowine może zaatakować w każdej chwili. - wyszeptała.
- Ćwiczyłam z wami..
- Słuchaj Aquel. To sam Errowine, jest potężny. Może i dałybysmy sobie radę, ale po co pchać się w kłopoty samemu? Radzę Ci zająć się lekcjami, bo będziemy mieli ciężki temat na plastykę. Będziemy malować na płutnach, a to nowy temat. Przygotuj się i przyjmij że dopóki niebezpieczeństwo nie minie nie pójdziemy na łąkę. Rozumiem twój ból, to piękne miejsce.
Cleo odeszła a ja się zasmuciłam. Miała rację, to cudowne miejsce. Czekało mnie jeszcze spotkanie z...jak on miał na imię? I czego ogółem chciał od Mirandy? Wszystko było jedną, wielką zagadką.
~ To było o pasjach ;'D
- I co? I ty uwierzysz w każde kłamstwo które ci naopowiadam? Przyjaciółki.. ha! - szydziła postać. Po policzkach Mercedes spływały gorzkie łzy. Wtedy drzwi ciemnej, wilgotnej piwnicy otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wpadł chłopak o kasztanowych włosach. Nie zauważył dawnej przyjaciółki dziewczyny. Mercedes chciała go ostrzec ale miała zatkane usta, związane ręce i nogi.. I wtedy rozległ się strzał. Chłopak padł na twardy mural. Rudowłosa dziewczyna zalała się łzami. Krzyczała w duszy.. jej serce pękło. Nie wytrzymało. Chciała zapobiec całemu temu zdarzeniu, ale nie mogła.. Ale los postanowił dać jej szansę. Strzał usłyszeli sąsiedzi. Zbiegli się do domu razem z policją. - Odłóż broń! - krzyknęli wbiegając do piwnicy. Blondynka skierowała na niego broń. Nie spodziewała się, że tuż za nią stał funkcjonariusz policji. Złapał ją za ramiona. Pistolet upadł na ziemię z hukiem. Mercedes i jej torturzystka pojechali na komendę. Tuż przed budynkiem stali rodzice obu dziewczyn. Mercedes wybiegła z auta i przytuliła rodziców. Nadię odprowadzono do celi. Jednak wypuszczono ją za sprawą kaucji. Wypuszczono dziewczynę która postrzeliła chłopaka, więziła przez trzy dni "przyjaciółkę" torturując i szantażując za pieniądze. Matka dziewczyny pocałowała ją w czubek głowy i otworzyła drzwi auta. Ona weszła tam i wpatrzyła w szybę. Gdy tylko dojechali Merci wybiegła i zamknęła się w pokoju. Rzuciła się na łóżko i wybuchła niepohamowanym płaczem. Była żywą fabryką łez. Miała depresję 2 dni. W trzecim dniu usłyszała pukanie do drzwi. Wstała i otarła łzy. Podchodząc do drzwi chciała płakać. Otworzyła. Zobaczyła najbardziej pożądaną osobę w tej chwili. Miał zabandażowaną głowę ale poza tym było w porządku. - Matt!! - krzyknęła. Znów płakała - tym razem z szczęscia. Chłopak przytulił ją mocno. - Opowiedz mi to wszystko. - poprosił po chwili.- Więc.. jak przyszłam do szkoły spotkałam Ciebie.. i Nadię. Zaproponowała przyjaźń, a wiesz że byłam nowa - mówiła ocierając łzy - więc było to najlepsze co mnie mogło spotkać.. było dobrze.. trzeciego dnia zaproponowała żebym poszła z nią do jej domu. Nalała mi tam soku.. jak widać z trucizną. Wszystko widziałam, byłam przytomna ale obezwładniona. Związała mnie i zaciągnęła do piwnicy. Zakleiła usta.. przychodziła tam codziennie. Torturowała mnie. To okładała ciosami, to inne rzeczy. Trzeciego dnia chcesz mnie uratować.. a ona strzela w Ciebie pistoletem. Strzał słyszą sąsiedzi. Policja.. i przychodzisz. To wszystko. - Chcesz zemsty? - zapytał niepewny chłopak. - Jasne, że chcę.. ale nie zniżę się do jej poziomu. Ona Cię prawie zabiła, by uzyskać satysfakcję! - Masz rację. Ale nie możemy tego tak zostawić.. wiesz o tym, prawda? Ona nie skończy na tym. - Do czego jeszcze się posunie?- Do wielu rzeczy. - Przykład?- Porwie Cię.. nie wiem. Ale musimy być ostrożni. - Matt, chodzimy do szkoły, spędzamy razem czas.. jak mamy być ostrożni? Ona może nas wszędzie dorwać. Rozumiesz? Wszędzie. - Wiem.. Zakończyli dyskusję. Obawiali się. Ale nie mieli wyboru. Musieli żyć dalej. Razem dadzą radę. *Następnego dnia* Mercedes przenocowała chłopaka. Spał obok jej łóżka na podłodze. Rudowłosa przyglądała się mu, a on jej. - Przejdziemy się? - zapytała Merci, przerywając niezręczną ciszę. - Tylko się ubiorę. - odparł chłopak wstając, i przechodząc do pokoju obok. Dziewczyna wzięła ubrania i poszła się ubrać. Po kilku krótkich minutach byli poza domem. Postanowili spędzić czas na łące. Bali się, że spotkają tam tę osobę. Ale mieli siebie. Zresztą Nadia pozbawiona była broni doszczętnie. Na rozkwitającej łące zobaczyli stary, mały domek. - Wejdziemy? - powiedziała zaciekawiona. - Możemy. Para weszła do chatki. Z gardła Mercedes rozległ się krzyk.
Chłopak podbiegł do niej najszybciej jak umiał.
- Co się stało? - pytał potrząsając nią. Ona drżącą ręką wskazała na martwą kobietę, leżącą w kącie domku. W lewej ręce trzymała skrawek papieru, był zakrwawiony - tak samo jak ona. Mercedes powoli podeszła do postaci i wyjęła zgniecioną kartkę z dłoni osoby. Cała się trzęsła. Rozwinęła ją.
``Chcesz poznać grozy smak? Zajrzyj do ciemnych piwnic szkoły, tej tam---> *Plus pod spodem zdjęcie ich szkoły``
Dziewczyna pokazała to Mattowi.
- Chodźmy tam. - szepnął chłopak. Para zaszła pod szkołę. Niezauważeni przemknęli do piwnicy szkoły. Było tam pełno kurzu i masa starych przedmiotów. Wtedy dało się usłyszeć szmer. Mercedes obróciła się i popatrzyła na miejsce z którego szmer się wydobywał. Podeszła bliżej Matta.
- Nie bój się. - przytulił ją. - Będzie dobrze.
Jego czarne oczy skierowały się w kierunku starych pudeł. Podszedł do nich i zaczął szperać. Po chwili wyjął małe, czarne i zakurzone pudełeczko. Co to do diabła jest? - zapytał. Otworzył i wyjął. Co? Zwiędły kwiatek.
- Co za gówno.. - powiedział. Chciał wyrzucić ale Merci go powstrzymała.
- Ma list przy łodyżce.. - zauważyła mrużąc oczy. Ale nie mogła przeczytać.
- Nie można odczytać..
- Ale w tym jest wskazówka, jestem tego pewna.
- Dobra. Przyjdziemy tu jutro, a teraz chodźmy na lekcje.
Para wyszła na korytarze. Mieli mieć teraz taniec. Mercedes weszła do klasy. Jej wzrok od razu skierował się na Nadię.
***Po lekcji***
- Hej, Mercedes! - zawołała blondynka.
- Czego ty jeszcze od mnie chcesz?
- Nie bulwersuj się tak. Chcę Ci tylko powiedzieć, że to jeszcze nie koniec.
Nadia odeszła, tupiąc nogami. Merci zatrzymała się i odrzuciła włosy do tyłu. Wiedziała że to nie koniec. Sama też nie chciała czekać na kolejny ruch rywalki. Teraz to ona postanowiła działać. Poszła do Matta.
- Nie zamierzam czekać aż ona znów zaatakuje - wypaliła - chcę krwawej zemsty.
- Co w ciebie wstąpiło?
- Była tam. Nadia znów mi groziła.
Chłopak przytaknął. Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
***W domu Merci***
- Jaki masz plan?
- Jakby tak ją skrzywdzić?
- W jaki sposób?
- Porwanie?
- Gdzie byłaby przetrzymywana?
- W tym starym domu.
- Ale napewno?
- Tak.
- A policja?
- Zawarłam z nią sms-wą umowę.
- Jaką?
- Żadnej policji.
- Ciekawe. - przyznał Matt.
Mercedes wzięła sznur. Ruszyli w kierunku szkoły. O tej porze ich wróg wychodził z lekcji.
***Pod szkołą***
Nadia poszła w kierunku małej uliczki wiodącej do jej domu. Teraz była ich chwila. Matt złapał ją za ramiona a Merci związała. Zaciągnęli ją do chaty.
- Czego chcecie? - pytała.
- Zemsty. - wypalili.
- Posiedzisz tu sobie.. trzy, cztery.
- Co trzy,cztery?
- Dni, tygodnie, lata.
- Nie żartuj sobie.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Masz przynajmniej osobę towarzyszącą. - Merci wskazała na trupa. Nadia wzdrygnęła się. Matt zakleił jej usta. Przybili sobie piątkę i zostawili ją w pustkach.
/9 dni temu (31 maja) /repostuj /wiki / Lubię to! /8 komentarzy
RainbowxD: Ciekawe :) Ale mimo to szkoda mi Nadii ;(
My passion is my dream, dream much more.: @RainbowxD: Muszę Cię przekonać że to ciota >.<
Kociara<3: wcale nie krótkie! wiem ze to ciota ale mimo wszystko szkoda mi Nadii.
Dodaj komentarz ›/ Pokaż wszystkie (8) ›
~ To opowiadanie *wklejone z komentarzami xD* jest już ~WYCOFANE~
Drrogi Pamiętniku!
Dzisiaj nie było nic ciekawego. Siedziałam w domu, przed komputerem, namalowałam nieudany rysunek. Byłam u cioci ale też nie było nic ciekawego.. Ten dzień wydaje mi się kompletnym niewypałem. Nie to co dzień w którym poznałam sztukę i odkryłam swój talent, moje całe życie. Miałam 11 lat. Wstałam, ubrałam się. Żmudny początek dnia każdej nastolatki. Strasznie mi się nudziło bo miałam szlaban, a była taka piękna pogoda! Więc wzięłam mój stary blok i zaczęłam poruszać ołówkiem. Aż w końcu wyszło arcydzieło! Zaczęłam szkicować, malować! Wszystko! Było super. Miałam marzenie- chciałam spotkać się jeszcze raz z moją dawną przyjaciółką która wyjechała - Rochelle. To na pierwszym miejscu. Więc zaczęłam malować na zamówienia i zbierać pieniądze. Już pod koniec 13 miałam dobrą sumkę. I wyjechałam. Spotkałam się z nią. Była w dużo lepszym stanie, niż kiedy się z nią ostatni raz widziałam. Była zaskoczona na mój widok. Chodziła do super szkoły i miała wiele przyjaciółek! Akceptowali ją tam mimo bycia inną. Zamarzyłam o takiej szkole. Spędziłam z nią i jej przyjaciółkami wspaniały dzień. I teraz to one przyjadą tu do mnie! Nie mogę się doczekać. To już za tydzień! Muszę im wszystko pokazać, opowiedzieć. Pomoże mi w tym Rochelle. Już czuję jak super będzie. Jutro wezmę się za malowanie wielkiego obrazku dla każdej - w ramach przyjaźni. Mają przyjechać też Skelita i Jinafire o czym dowiedziałam się dzisiaj rano. Nie kojarzę tych dziewczyn.. nie było ich w Straszyceum. Tęsknię za słońcem.. mam nadzieję że wyjdzie w porę i zapewni nam piękną pogodę na meet! Zabiorę je na wieżę Efliee i pokażę najlepszy punkt widokowy. Mam z nim wiele malunków. Kilka wysłałam im sms'em. Clawdeen miała wielkie wyczucie stylu! Frankie była przemiła, Draculaura kochała Paryż, Lagoona podziwiała obrazy a Cleo była trochę nieufna ale dała się przekonać urokom mojego rodzinnego miasta. Szkoda że Clawd nie przyjedzie - ma mecz straszykówki - bo z niego niezłe ciacho! Tylko żeby Lala się o tym nie dowiedziała.. Byłaby kicha! Muszę kończyć.
Pa!! - Pamiętnik Catrine na zamówienie. Można zamawiać dalej.
~ Pamiętnik Catrine.
- Zaraz się spóźnisz! Szybko! - zawołała mama z dołu.
- Łatwo Ci mówić! Ty masz kilka bagaży a ja srylion! Wczoraj się przeprowadziłam tu, mam srylion walizek i pakunków! Czego ty oczekujesz? - odkrzyknęła Scai przeszukując pokój a raczej walizki w poszukiwaniu niebieskiej bluzki i krótkich spodenek.
- Dobra już! Ubierz się jak chcesz bo masz drogę do szkoły! - odparła mama. Dziewczyna przewróciła oczami i potknęła się o jedną z walizek.
"Cholera.. o znalazłam!" - szepnęła. Szybko się ubrała i wzięła torbę. Wyszła.
"Nowa szkoła.. Nowy dom.. Sup ;-; Nie no dom fajny" - mówiła sama do siebie. Wpadła na twardy tors.
- Auu..- syknęła pocierając czoło.
- Sorki. O ty to ta nowa? Hej - zagadał chłopak. Wydawał się miły.
- Hej. Jestem Scai.
- Ciekawe imię. Ja jestem Jacob:)
- Dziękuję za komplement:)
- Zaraz się spóźnię :c Do której chodzisz klasy? - zapytał ciekawy Jacob.
- Zaczekaj chwilę - powiedziała dziewczyna i wyjęła kartkę z klasą z torby - Do 8b
- Ale super! Ja też! - podeekscytował się chłopiec. Zaproponował jej że razem pójdą do klasy. Dziewczyna chętnie się zgodziła. Chłopiec nie zamilknął nawet na pół sekundy. Scai czuła się w jego towarzystwie dobrze. Ciekawa odpowiadała i dodawała swoje opinie do dialogu. W końcu doszli pod szkołę. Weszła do szatni i zmieniła buty. Ciekawa szkoły którą Jake doskonale reprezentował wyszła. Usiadła w klasie obok niskiej brunetki. Pani wywołała ją i kazała się przedstawić.
- Hej:) Jestem Scai Deerio - powiedziała machając na przywitanie. Na większosci twarzy był usmiech. Rozlegały się głosy "Super!" "Hej" i tego typu.
- Usiądź już. - ponagliła ją nauczycielka. Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie. Po lekcji spędzonej na nudnych skalach dziewczyna spojrzała na chłopaka obok ładnego rudzielca. Całowali się co chwila ale w chłopaku nie było cienia zakochania. Gdy spojrzał w jej stronę Scai się zmieszała i odwróciła głowę. Następną lekcją okazał się WF (wychowanie fizyczne). Miała być gra w siatkówkę. Scai kochała sport i była w tym całkiem niezła. Były dwie drużyny : Chłopak od rudzielca i Rudzielec. Chłopak o dziwo wziął dziewczynę. Rudzielcowi- Dominice nie umknęło spojrzenie na matematyce i mrużąc oczy spojrzała na chłopca i Scai. Chłopak - Brett posłał jej całusa w nadziei że dziewczyna da spokój. Brett był zadowolony z gry dziewczyny - dzięki niej wygrali z przewagą. Dziewczyna przebrała się i wyszła z szatni.
- Hej ty! - zawołała za nią Dominika. Scai przewracając oczami obróciła się na pięcie.
- Odwal się od mojego.. - zaczęła.
- Proszę Cię. Grałam w nim w siatkówkę i co w tym takiego? Sam mnie wybrał. Moja wina? Nie sądzę. - odparła odchodząc. Zdarzenie widziała cała szkoła. Każdy patrzył na nią z podziwem.
- Ale macie podjarę -,- Jezuu tak trudno się postawić? - zareagowała na durną reakcję szkoły. Poszła pod klasę polskiego.
- Ej Scai! Czekaj na mnie! - zawołał Jake.
- Co tam? - zapytała.
- Pójdziemy o szesnastej na pizzę? Przyjdę pod dom:) - zaoferował kolega.
- Dzięki Jake. Masz mój adres. - powiedziała całując chłopca w policzek. Jacob zaskoczony nagłym całusem. Scai zostawiła oszołomionego chłopca na korytarzu. Nagle poczuła zimną dłoń na ramieniu.
- Wołałem Cię. - powiedział szorstko i poważnie Brett.
- Zdajesz sobie sprawę że mogłam cię nie słyszeć bo rozmawiałam z Jake'em? - powiedziała równie zimno Scai. Chłopak otworzył lekko oczy ale ogarnął się. Nie chciał wyjsc na lalusia.
- Uniosłem się. No to masz wolny wieczór? - zapytał.
- Cholera masz dziewczynę.
- Rzucę ją dla ciebie.
- Odważnie. Ale ja jestem zajęta.
- Przez kogo? Jake'a? - zakpił Brett.
- Nie sądziłam że z ciebie taki egoista.. - odparła Scai mrużąc oczy.
- A ja że kręcisz z takim pacanem.
- Nie kręcę. Nie umiesz przyjąć odmowy?
- Umiem.
- Widać.
Cały zaciekły dialog trwał nie więcej niż dwie minuty. Dziewczyna prychnęła i odeszła stukając podeszwami glanów o wyszczotkowaną podłogę. Brett odszedł zniesmaczony. Mimo ostrej wymiany zdań zakochiwał się jeszcze bardziej. Takiej pragnął : szalonej, szczerej i.. ładnej. Ale najgorszym upokorzeniem była odmowa. Miała rację. Nie umiał przyjąć sprzeciwu.
- Stary, ale Ci dokopała! Pozwolisz? - zapytał kumpel chłopaka.
- Możesz się nie wtrącać? - odparł.
- Odbija Ci.. - szepnął Rodrick.
- Jak się nie zamkniesz to przestawię ci ten twój krzywy ryj! - zagroził.
Rod wziął plecak i smiejąc się pod nosem odszedł.
Brett postanowił przeprosić dziewczynę. Jak tylko ktokolwiek mu odmówił od razu przepraszał: wystarczało. Odszukał Scai wzrokiem. Znów rozmawiała z Jake'em. Rozmawiali i wydawało się że są dla siebie stworzeni. Chłopak podszedł do nich.
- Sorry Scai.. poniosło mnie nie powinienem był..- powiedział robiąc smutną minę.
- O jak słodko *o* Nie stać go nawet na porządne przepraszam") I czego oczekujesz? No mów. - odparła ironicznie dziewczyna. Przegięła. Chłopak nigdy by się takich słów nie spodziewał. Scai odepchnęła go i pociągnęła za sobą Jake'a żeby Brett lepiej widział przedstawienie. Mocno pocałowała chłopaka o ciemnych kasztanowych włosach.
- Dotarło że nie chcę Cię znać? -zapytała usmiechnięta Scai. Wszyscy wstrzymali oddech. Jake był zaskoczony.
- Ja przez nią zwariuję.. - wyszeptał Brett w sensie negatywnym oraz Jake w sensie.. rozanielonym. Brett nie wytrzymał.
- Wystarczająco przez ciebie cierpię!! Kocham Cię całym sercem i nie zamierzam odpusić! - wykrzyknął. Szybko podbiegł do Scai i pocałował ją tak mocno i namiętnie że Domi łzy stanęły w oku.
- Spróbuj zrobić to jeszcze raz.. - zaczęła Scai.
- Chętnie. - przerwał jej Brett całując ponownie. Wtedy wkroczył Jake.
- Zostaw ją.. Przeżywasz bo ci odmówiła? - stawał w jej obronie. Brett zmięknął. Uciekł z miejsca i wybiegł z szkoły. Scai podkusiło żeby pobiec za nim.
- Biegnij. - szepnął przyjaciel. Dziewczyna ruszyła. Po kilku minutach siedziała obok Bretta na murku niedaleko szkoły.
- Czuję cos do ciebie i Jakee'a! - powiedziała.
- Scai kocham cię bardziej niż uważasz!
- To mnie pocałuj. - Brett oniemiał słysząc te słowa. Potem oddał się pocałunkowi.
- Wróćmy. Lekcje zaraz się zaczną.. - wyszeptała dziewczyna. Boże. Ta szkoła jest cudowna. Manipulowała najlepszym chłopcem w szkole, miała chłopaka. Para zeskoczyła z murku i popędziła do szkoły. Język Polski minął na tłumaczeniu lektury. Scai szkicowała sobie bazgroły i nadal stała w miejscu w decyzji "Kto jest ważniejszy?".. Wygrywał Brett. On na chłopca. Jake nadawał się na przyjaciela. Nic więcej. Ale randki odwołać nie mogła. A w sumie z Brettem byli już w związku. Jake przysłał jej wygniecioną kartkę papieru z napisem " Chej! Mósze odwołać randke bo jade do lekaża". Scai uznała jego błędy za przeurocze. Zmieniła minę na smutną i pokiwała głową na ok. Aktorką była niesamowitą. Wiedziała że dobrze by się z nim bawiła ale następnym razem. Wyszła z klasy czekając na nowego chłopaka.
- Jestem wolna - powiedziała jak tylko zobaczyła czuprynę chłopaka. On wziął ją za rękę i pociągnął do kąta. Ale Scai odeszła. To ona wzięła chłopaka za rękę i pocałowała w kącie. Brett sytuację uznał za zabawną.
Chloe i Brett bawili się bardzo dobrze. Najpierw zjedli pizzę a później poszli do domu chłopaka.
- Hej mama. Jestem już.- powiedział zdejmując buty.
- A kto to jest? I gdzie Domi?- zapytał zdziwiony ojciec.
- Przyzwyczajaj się tato, do braku Dominiki w tym domu. Chloe jest moją nową dziewczyną. - pomógł zdjąć kurtkę dziewczynie.
- Zamierzasz zmieniać je jak chusteczki higieniczne? - wtrąciła się matka.
- Domi była na pewien czas. Chloe jest na zawsze. W moim sercu. Zresztą co za różnica? Co miała takiego Domi czego nie ma Chloe?
- Szanowanych rodziców oraz dobrego pochodzenia. - tego dziewczyna nie wytrzymała.
- Odczepcie się od moich rodziców, dobrze? Z mną może spokojnie rozmawiać i nie przeżywać każdego złamanego paznokcia.- wypaliła.
- Racja! Zostawcie ją już.
Ale Chloe biegła już ciemną, pustą ulicą. Słyszała wołania Bretta ale nie zawracała. Chłopak pobiegł za nią. Gdy ją w końcu dogonił zaczęli rozmowę przysiadając na starej ławeczce.
- Nie mam zamiaru się poddać. Ale wiem że nadal kochasz Domkę. Widzę to i proszę- nie zaprzeczaj. To prawda. Daję ci spokój. Wróć do niej i zapomnij o nas. - przemówiła w końcu. Starała się o tym zapomnieć ale to nie dawało jej spokoju.
- Ale Chloe ja cię kocham! - zapierał się chłopiec.
- Ale nie zaprzeczysz że Dominikę też.
- Nie umiem kłamać.
- Doceniam to. Ale skoro ją kochasz daj sobie z mną spokój. Brett, nie zapomnę Cię ale nie chcę cię przy sobie zatrzymywać.
Chloe odeszła. Pocałowała ostatni raz policzek Bretta i zniknęła w ciemnej uliczce. Chłopak wrócił do domu i wygarnął rodzicom to co miał do powiedzenia. Chloe kopała kamyk. Udawała niewzruszoną ale chłopak wiele dla niej znaczył. W końcu wyprostowała się i pewniejszym krokiem ruszyła w dal. Po policzku spłynęła łza którą szybko otarła. Wróciła do domu i poszła spać.
***
Rano obróciła się do słońca.
- I do szkoły. Spotkać chłopaka któremu pozwoliłam być z inną chociaż tak go kocham.. - stęknęła.
- Problem miłosny, Chloe? - zapytała mała dziewczynka.
- Kim ty...?
- To córka mojego chłopaka. Mieszka z nami! - dokończyła mama.
- Ok. Mam siostrę. Jest okey. Ale teraz wyłaź mi poczwaro z pokoju! - syknęła. Pięciolatka wybiegła. "Łatwo poszło" - zastanowiła się Ubrała się w czarne obcisłe jeansy, czerwoną bokserkę, naniosła trochę błyszczyka i była gotowa.
- Ej Chlo tylko błyszczyk? I rozczesanie włosów i to wystarcza do takiej pięknej twarzy? - podlizywała się mała Emilka.
- Nazywam się Chloe. To sobie zapamiętaj. I dziękuję słodka lizusko. - udawała słodką Chloe. Przewróciła oczami i usiadła przy stole.
- Hej. Jestem Piotr. Będę z wami teraz mieszkał. - przemówił przy stole chłopak mamy.
- Suuper - powiedziała córka, nie przerywając jedzenia.
- Chloe, tak? Dla mnie i dla twojej mamy to ważne wydarzenie więc okaż trochę entuzjazmu!
- Juhuu mama ma nowego facia który przerwał moje radosne bycie jedynaczką!- powiedziała sarkastycznie Chloe. Wyszła z domu i ruszyła do szkoły. Omijała domy i zastanawiała się kiedy spotka Jake. Od pewnego czasu nazywała go poprostu Joe. Spotykali się zawsze w drodze do szkoły. I tym razem jej nie zawiódł.
- Hej Joe! - zawołała gdy tylko go zauważyła.
- Chloe! Hej. Przepraszam za to wczorajsze.. może dzisiaj skoczymy do mnie? - zapytał.
- Dobry pomysł.
Całą drogę rozmawiali o temacie z przyrody. W szkole pierwszą lekcją miał być język polski.
- Dzisiaj zajmiemy się opowiadaniami! - oznajmiła mrs. Lidkowska. Chloe bardzo temat się spodobał. Gdy nadszedł czas na "napiszcie swoje opowiadania!" dziewczyna była bardzo zadowolona. Gdy zbliżał się koniec lekcji spojrzała na Bretta. Miział się już z Dominiką bez żadnych skrupułów.
- Może trochę intymniej? - sarkastycznie zaproponowała.
- A może nie?
- A jest lekcja.
- I?
- Proszę Pani! Oni nie uważają.
- Małpa.
- Idiotka.
Domi dostała tylko upomnienie. A szkoda - była z niej naprawdę wredna małpa. Po lekcji (zadane dwa gówniane zadania) Brett podszedł do Chloe.
- Masz wąty! Sama..
- Ja jej nie lubię. Nie mam wątów po prostu sądziłam że jestem warta choć trochę a ty jak gdyby nigdy nic się z nią miziasz. Mogę tak samo. Patrz. - powiedziała całując ponownie Joe.
- Nic już dla mnie nie znaczysz. - wycedził.
- Cieszę się. - odparła.
Joe poszedł za nią gdy odeszła.
- W porządku?- zapytał.
- A co ma być w porządku, Joe? To wyglądało jakby mnie kochał. A teraz takie scenki odwala.
- Nikt go nie zrozumie. Daj sobie z tym pajacem spokój Chloe.
- Ty mnie chyba nie znasz! Będę walczyć dopóki nie osiągnę..
- Czego?
- Szacunku chociażby! - zakończyła dyskusję. Język angielski mieli wolny. Omawiali zbliżający się koniec roku szkolnego. Był dokładnie po tym weekendzie w poniedziałek. Juhuu jest piątek! Na wychowanie fizyczne poszła. Nie biegła bo po co?
- Ej Chloe! Chodź! - zawołał ją Brett.
- Czego ty krętarzu znowu od mnie chcesz? - była tak obojętna że Brett miał wątpliwą minę.
- Przepraszam.. byłem głupi.
- Powtórzę: Jakie to słodkie! Sarkazm kochanie. Nie każde przeprosiny da się słońce przyjąć.
- Zależy mi na tobie.
- Znam to na pamięć. "Nic już dla mnie nie znaczysz" nie pamiętasz?
Chłopak pochylił się nad dziewczyną i zbliżył usta.
- O nie chłopczyku. Nie dam się już. - powiedziała solidnie kopiąc w nogę. Joe zauważył że Brett znów się do niej dowala.
- Nie manipuluj nią. Ona się nie da. Chyba sam już to wiesz. Ja jestem z nią. Jest osobą która zasługuje na szacunek. - zaaoponował.
- Odwal się od mnie.
- Jak będę miał ochotę.
- Ja mam Domi. A ty? Nikogo.
- Chloee.
- Mhm jasne. Udowodnji! Ona tobą pomiata. Chce mnie tylko zranić.
- Chloe on nie wierzy że z tobą chodzę. - zawołał dziewczynę Joe. Dziewczyna w odpowiedzi pocałowała go i odeszła.
-To nie było szczere. - zapierał się Brett.
- Wmawiaj sobie i leć do tej swojej wypindrowanej damulki.- zakpił Joe.
Chloe podeszła do chłopaków i zabrała Joe'ego.
- Chloe w porządku? - zapytał chłopak.
- Nie Joe. Nie.
- Zła odpowiedź. Co jest?
- Uciekam z domu. W moim domu mnie nie szanują. Mogę u ciebie zamieszkać?
- Okey.. ale na pewno?
- Tak. Chodź na dwór. Posłuchamy rapu.
Wyszli poza szkołę. Chloe wyjęła telefon. "Może SBS? Puszczę "Była chłodna" - powiedziała. Joe wzruszył ramionami.
- Siadaj..- powiedziała posuwając się. Siedzieli na murku za szkołą.
- Chyba się lekcja zaczęła..
- I?
- Nie chcę sobie narobić problemów. - chłopak odszedł. Chloe się na nim zawiodła. Ale została na miejscu. Postanowiła zerwać z szkołą. Będzie przychodziła tylko do Joe. Siedziała sama,kołysząc się w rytm muzyki. Za rogu wyszedł najmniej porządany w tym momencie chłopak. Brett.
- Ty też się zrywasz?- zaczął.
- Może i tak.- odpowiedziała.
- Wiesz, chciałbym cię naprawdę przeprosić. Zerwałem z nią ostatecznie.. a ciebie nigdy już nie zawiodę i nie pozwolę na nic co miało by nas związek zniszczyć.
- Każdy zasługuje na drugą szansę. Niech Ci będzie.
I wtedy nadszedł moment na pocałunek. Był szczery..
- South Blunt System? - zapytał Brett spoglądając na telefon.
- Tak. Słuchasz? - zapytała z nadzieją Chloe.
- Jasne! Była chłodna tak?
- Tak.
Rozmawiali o swoich przeżyciach z rapem.
- Zamieszkasz z Joe?
- Nie wiem..
- Możesz z mną?
- Ok!
Mieli wspólne zainteresowania. Chloe polubiła Bretta. Brett zapatrzył się w piwne oczy dziewczyny. Ona zainteresowała się kosmykiem włosów opadających na jego twarz. On przerwał ciszę.
- Idziemy do parku?
- Okey. Tylko żeby sprzątaczki nas nie zauważyły wyjdźmy przez mur.- zaproponowała Chloe.
Chloe i Brett przeszli przez murek. Skierowali się w stronę lasu. Usiedli pod mostem.
- Takie życie to porażka.. pod mostem..- zauważył Brett.
- Racja. Wagarowanie chyba nie jest dobre. Dzisiaj się już nie opłaca wracać.. A co powiesz na Anglię? - zasugerowała Chloe.
- No.. w sumie, nowy kraj nowe życie. Ale co z rodziną? I pieniędzmi?
- O pieniądze się nie masz. Mam w zanadrzu dobrą sumę. Nie wiem co zrobić z rodziną. Może udać że.. stało się cos złego? - w oku dziewczyny pojawił się błysk.
- Dobrze, ale obiecaj że wrócimy do nich jak tylko zakończmy studia i się w tym wszystkim odnajdziemy.
- Obiecuję.
Dziewczyna położyła się na piersi chłopaka. Zapadła cisza. Słychać było bicia ich serc i szum rzeki. Gdy zaczęło się robić ciemno para wróciła do domu. Pożgnała się bardzo czule. Gdy Chloe weszła, poszła na górę i wzięła pieniądze z skarbonki.
- Masz szlaban, Chloe! - burknęła mama od niechcenia. - Nie sądziłam że tu też będziesz rozrabiać. Sądziłam że przeprowadzka dobrze Ci zrobi.
- Marz sobie. Póki możesz.. - wymamrotała pod nosem córka.
Dziewczyna zaczęła się pakować. O północy miał po nią przyjechać Brett. Chloe nie miała dużo roboty - nie rozpakowała się jeszcze z tamtej przeprowadzki.. Spojrzała na zegarek. Była dziewiąta. Chloe ułożyła się na łóżku i czekała na klakson. Przymknęła oczy.. W końcu usłyszała dźwięk. Wyrzuciła walizki przez okno. Chłopak załadował je do bagażnika. Dziewczyna zeszła po naszykowanej drabinie. Uciekli. Jechali całą noc.
Byli już prawie na miejscu. Chloe ciągle wpatrywała się w szybę.
- Jeszcze tylko kawałek. - powiedział Brett.
- Nie możemy jechać szybciej?
- Niezbyt.
Chloe spowrotem odwróciła wzrok. Patrzyła na mijające ich samochody, krople deszczu spływające po szybach i krajobrazy Anglii. W końcu dojechali. Brett wysiadł, wziął parasolkę i otworzył drzwi dziewczynie. Wyjął klucze z kieszeni kurtki i otworzył drzwi od pojedyńczego mieszkania.
- To nasz nowy dom? - spytała Chloe.
- Tak. Podoba Ci się? -
- I to jak! To niemal willa..
Dziewczyna rozglądała się po ogromnym mieszkaniu. Umeblowanie było w porządku. Reszta też.
~ Chloe zawieszone na czas trwania wakacji.
Harry jechał do Hogwartu. Siedział z Ginny i rozmawiali jak minie im nowy rok szkolny.- Ciekawe kiedy pojedziemy do Hogsmade(dawno Harrego nie czytałam wybaczcie błędy) - zastanawiała się Ginny. - Nie wiem.. ale wiem z kim pójdę w parze! - Słodziak.. - Nie obrzydzajcie mi jedzenia!- zawołał Ron. - Co ja miałem powiedzieć jak Hermiona i ty ciągle rujnowaliscie mi wakacje?- Ginny zamknij się! Połowę nich był u nas Harry.- To źle?- zapytał.- Nie skąd. Droczę się z siostrą. - Uspokójcie się! Niedługo będziemy w Hogwarcie. - przerwała szczeniacką kłótnię Hermiona. Miała długie brązowe, rozpuszczone włosy. Ubrana była w szatę- żadna news. Ale zadbała o twarz. - Od kiedy ty się malujesz? -zakpił Harry.- Odkąd ty chodzisz z Ginny! - odpowiedziała drocząc się przyjaciółka. Sytuacja wydawała się napięta ale już po chwili wybuchneli gromkim smiechem. Przejechali spory kawał drogi. - Patrzcie to Hagrid!- powiedziała Ginny. Grupka pomachała wielkiemu mężczyźnie. Gdy pociąg się zatrzymał wszyscy ruszyli do drzwi. - Harry Potter w własnej osobie. - powiedział Draco Malfoy kpiąco. - Odczep się od niego, Malfoy. - zaoponowała Hermiona. Ginny spojrzała na nią krzywym wzrokiem. - Musisz wyręczać się kujoneczką? Brak Ci odwagi,hę? - Harry! Ginny! Ron! Hermiona! - zawołał Hagrid. - Witaj olbrzymie! - powitali go. A potem utknęli w jego kamiennym uscisku. On zaprowadził ich do karot. Jak zawsze stały przy zaprzęgu czarne konie. Zauważalne tylko dla Harry'ego. - Ej, Harry nie przejmujesz się chyba Malfoy'em co? - zapytał Ron. Harry pokiwał głową. - Potterku Potterku! Gdzie twoja Ginnusia? - kpił Draco. - Odwal się dobrze? Ja i Ginny tworzymy dobrą parę nie to co ty i ta twoja Pansy.- Harry nie chciał dać się sprowokować więc powiedział to z zimną krwią.- Harry nie zniżaj się do jego poziomu. Choćmy na salę. Zaraz zacznie się rozpoczęcie. - zaoponowała Ginny.- Czemu ty go zawsze bronisz?- Zaraz co?! Ja go niby bronię? Weź ty się człowieku lecz! Malfoy to najgorszy człowiek jakiego spotkałam! - Ciekawe kto z naszej dwójki powinien się leczyć.- Ej Harry przepraszam poniosło mnie!Ale Harry był już za drzwiami. - Taka dobra parka.. jaka szkoda. - spotkał Draco po drodze. Czarodziej winił Ginny za to że tak mu wygarnęła ale doszedł do wniosku że jego podejrzenia były chore. "Powinienem tam wrócić i ją przeprosić." - zdecydował po kilku minutach. Podszedł do dziewczyny a ta rzuciła mu się na szyję. - Kocham Cię Ginny! - A ja Ciebie Harry! Zakończyli kłótnię. Para znów była parą. - Gdzie Ron i Hermiona?- zapytał. Z nimi było gorzej. Pokłócili się o rzecz której nie chcieli wyjawić. Ale wkrótce było dobrze. Dumbledore rozpoczął nowy rok nauki a uczniowie wzięli się za smaczne posiłki. - Ale się najadłem!- stwierdził Ron. - Ron, najadłem? Masz w brzuchu połowę kolacji Grifindoru! - zasmiała się Hermiona. -Ginny wyjdziemy na korytarz? - zapytał Harry. - Jasne, ale po co? - Zobaczysz Ginn. No i wyszli. Harry długo czekał na ten moment. Nadeszła pora ich pierwszego pocałunku odkąd są w Hogwarcie. Publicznie. Nie w pokoju Ginn. Zbliżył usta, pochylił się nad..- Nie Harry. Jeszcze nie. - zaprotestowała. - Co się stało? Wyglądasz na zaniepokojoną. - Bo jestem.- Czym?- Malfoy'em.- Żartujesz? Kochanie o co chodzi?- Nie mogę Ci powiedzieć. - Ten związek chyba nie powinien mieć tajemnic.- Porozmawiajmy o tym kiedy indziej. - Ja chcę teraz. - A ja nie!- Nie sądziłam że to z Malfoy'em będziesz miała sekrety. - Harry to nie tak.- Ustal sobie hierahię ważnosci to pogadamy. Chłopak z hukiem poszedł do sali. Ron i Hermiona zauważyli jego zły humor. - Co jest? - zapytała ciekawa Hermiona. - Ginny ma sekret z Malfoy'em. - wycedził.- Żartujesz stary? - Nie. Potter wstał od stołu i podszedł do rywala. Zapytał o sekret. - Żaden znowu sekret Potterku że Ginn całowała się z Seamusem(tak wiem nie umiem pisać) - powiedział obojętnie Draco.- Co?! - O jak przykro..- kpił chłopak. Ale Harry nie usłyszał - był już dawno w drodze do Ginn.- Jak...? Znam ten twój sekrecik Ginn! I zryw..- Nie Harry proszę!Ja cię tak przepraszam! Dasz mi drugą szansę?- Jedyną. Nie zmarnuj jej! - rozkazał chłopak. Poszedł do dormitorium. Kolację uznał za zakończoną. Usiadł na łóżku i zaczął zastanawiać się jak to się stało. Kiedy jego dziewczyna zdążyła pocałować innego? W tej chwili wszedł Seamus. - Dlaczego? Miałem Cię za kolegę. - wymamrotał Harry.- Czyli już wiesz?- Tak.- wycedził Harry.- Sorry Potter... - Całujesz moją dziewczynę i teraz nic więcej tylko "sorry"? - Yyy.. tak?Seamus usiadł. Potter odwrócił się do niego plecami i czekał na Rona. Gdy po 20 minutach milczenia Ron się zjawił miał wesoły wyraz twarzy. -Dobrze się bawisz bez mnie? - zapytał kolega.- O czym ty mówisz?-To co słyszysz.- Harry, przepraszam!- Dobra.Chłopak postanowił położyć się już. Nie wiadomo z kim jeszcze się pokłóci. Zasnął w niepokoju. Jego sny zaprzątnął Seamus i Ginny przed ołtarzem. Ale wkrótce przypomniał sobie o wakacjach z dziewczyną i zaczął marzyć o kolejnych. ***Rano obudził go Ron. Rzucił w niego poduszką. - Ronaldzie Weasley bitwa na poduszki rozpoczęta! - podjął wyzwanie wyspany Harry w anielskim humorze. Dla Ginny to super! Bili się chwilę a potem poszli na sniadanie.- O Harry odzyskał humor!- zauważyła Ginn i Hermiona. - Najwyraźniej- powiedział Harry całując Ginny w policzek. Ten dzień miał być jednym z tych fajnych dni. Harry usiadł obok Ginn i nałożył sobie na talerz jajecznicę. - Co w takim dobrym humorze nagle hę? - zapytał Malfoy przychodząc "by pożyczyć ketchup". - Przeszkadza Ci to? O no popatrz macie jednak ketchup- powiedział Harry udając zdziwionego- Oddawaj nasz. Draco odszedł z skwaszoną miną. Ron przybił mu tłustą piątkę. Ginny miała pusty talerz. - A ty co się tak młoda głodzisz?- zapytał Ron. - Nie mów do mnie młoda! A nie mam apetytu na to co tu jest..- odparła. Chłopak odłożył widelec i wyprostował się. - Ty nie jesz ja nie jem. - Dobra już..- powiedziała rozbawiona nakładając sobie bułkę z serem i ketchupem. Hermiona przeżuwała kanapkę. Czytała wielką, grubą księgę. - O czym? - zapytał Ron z pełnymi ustami. - Nie zrozumiesz.. Na.. - Skoro nie to nie. Gdy Harry, Ron, Ginny i Hermiona zakończyli "poranne żarcie" jak nazwał to Ronald. Poszli pod klasę. Ginny z Harry'm postanowili spotkać się z Pansy Parinkson. - Ej, Pansy. - zawołał Harry.- Ty? Czego? - Ogarnij chłopczyka. Przegina. - powiedziała Ginny. - Co? Jak możesz podchodzić do mnie i mówić takie rzeczy publicznie? Ale para była już daleko. Tymczasem Hermiona odłożyła na bok lekturę i rozmawiała z chłopakiem o przyszłych wakacjach. - Już nie mogę się doczekać! - skomentował Ron. Gdy para nr.2 doszładopary.nr.1 znów byli w komplecie. Zadzwonił dzwonek. Uczniowie ustawili się pod klasą w parach. Czekali nie więcej niż trzy minuty gdy Severus Snape dotarł. Nie obeszło się bez złowieszczego spojrzenia na czwórkę Gryffonów. - To nasza pierwsza lekcja eliksirów po wakacjach. - powiedział. Rozległy się jęki,wycia i inne. Snape zmrużył oczy i klasa ucichła. - Otwórzcie podręczniki. Przypomnimy sobie jak się przygotowuje eliksir(wymyslam) diabelny. Rozległy się szumy i wyjmowanie garnuszków. Zajęło im to całą lekcję. Pod jej koniec Snape zaczął sprawdzać. - Malfoy doskonale. Potter- powiedział. Chłopak eliksir wykonał bez żadnego uszczerbku- Niech będzie. Wstawił mu czwórkę-. Ron poklepał kolegę po plecach. Usmiechnęli się do siebie. Ron dostał 3+. Był bardzo radosny. Hermiona dostała 5+. Ginny dostała również czwórkę. Wyszli z klasy równo z dzwonkiem. - Hermiono, jaka teraz lekcja? - zapytał Harry. - No cóż.. ja z Ginny mam teraz wróżbiarstwo a wy trening qudichcha. - odparła. Ron przybił żółwika z Harry'm. Poszli po odpowiednie szaty. - Chyba nie będziemy odrazu grać. - stwierdził rudzielec. - Ale przebrać się należy. Będziemy mieli nowego kapitana. Wybiorą go na treningu! - powiedział nowo-poinformowany Harry. Ron bardzo się ucieszył. Uwielbiał grę, ale nie chciał być kapitanem. Liczył na Pottera. A Potter z kolei na Rona. Podobała mu się perspektywa kapitana ale nie było to też jego największym marzeniem. Wkrótce zadzwonił dzwonek. Chłopcy pobiegli na boisko. - Witajcie. Zaraz wybierzemy nowego kapitana!- przywitał ich kapitan. Harry usłyszał krzyki smutku jak i radosci. Dyskutowali chwilę i w końcu nadeszła*ta* chwila. - Nowym kapitanem zostanie...- chwila napięcia- Draco Malfoy! - Yea!! - okrzyknął Draco. Eks-kapitan zdjął oznakę i podał ją Draco. Odszedł. W końcu zarządził mecz. Za każdym razem cudem wygrywali oni. Kapitan oceniał bardzo niesprawiedliwie. W końcu został nagrany. Profesor Macgonagall osądziła to i odbyło się ponowne głosowanie. - Harry Potter!!! - okrzyknęła profesorka. Źrenice chłopaka rozszerzały się a w końcu twarz pojasniała.Odpuscił mecz. Reszta dnia minęła po prostu- nudno. Inne lekcje minęły na zapisywaniu zasad zawodówki. W porze kolacji Ginny rzuciła się na szyję chłopaka. On odwzajemnił.. przytalunek? Objadli się kolacją i zakończyli dzień. A więc za pechowy dzień odwzajemnił się cudnym dniem.Dwa pierwsze dni w Hogwarcie minęły spokojnie. Ale Harry nie przeżyłby bez wpakowania się w tarapaty. Gdy wychodził z dormitorium wdepnął w kleistą, lepką maź. Skrzywił się. Płyn był podejrzany więc Harry otworzył drzwi damskiej toalety. Zauważył Jęczącą Martę. - Marto, nie wiesz co to za maź? - zapytał. - Kristen wylała ją na podłogę na mój widok. - stęknęła Marta.- Jaka Kristen? - Ta z twojej klasy.- Nie ma w niej żadnej Kristen. Marta wzruszyła ramionami i przeniknęła przez drzwi łazienki. Chłopak szybko odnalazł Hermionę, Rona i Ginny. Zapytał czy znają Kristen ale oni o niczym nie wiedzieli. - Wydaje mi się to podejrzane.- mruknął Ron. Nagle obok nich przeszła gryfonka o ciemnych, rudych włosach. Harry złapał ją za ramię. Nie kojarzył dziewczyny. - Przepraszam, Kristen? - zapytał. - Tak, to ja. Potrzebujesz czegos Harry? - zapytała jakgdyby nigdy nic. - Nie znałem Cię do tej pory.- powiedział. - Dołączyłam w tym roku. Nie było szans żeby ktokolwiek tutaj mnie znał. Dziewczyna pomachała chłopcu i odeszła.- Czy tylko mi wydaje się podejrzana? - mruknęła Ginny. - Jest miła. - sprostował Ron. - Podejrzanie. - zmrużyła oczy Hermiona. Cała czwórka poszła do Hagrida. Opowiedzieli wszystko z każdym szczegółem. Ale mężczyzna wydawał się mętny i nie zainteresowany rozmową. - Ej Hagridzie! - powiedział Harry przywołując go do porządku. Hagrid spojrzał na Proroka Codziennego. Na pierwszej stronie znajdował się artykuł: ``Hogwart już nie taki bezpieczny?`` ``Szkoła dla czarodziejów - dawniej najbezpieczniejsza - zostanie zamknięta? Tyle incydentów sprawia że szkoła nie jest bezpieczna. A więc koniec Hogwartu. Jak przyjmą to uczniowie?`` Hermiona wyrwała gazetę z rąk Harry'ego. Przeczytała tekst jeszcze raz - tym razem dokładniej. - Czyli koniec Hogwartu? - wyszeptała Ginny z łzami w oczach. - Hagridzie, nie obrazisz się gdy pójdziemy? - zapytała Hermiona. Mężczyzna pokiwał głową. Czwórka przyjaciół wyszła z chatki. Przysiedli na skraju Zakazanego Lasu. - I co teraz? Co z nami.? - wyjękała Ginny. Hermiona wzruszyła ramionami, Ron odwrócił wzrok a Harry objął dziewczynę ramieniem i mocno przytulił. - Zamieszkamy u Hermiony. Ma duży dom.. całą rodziną. - powiedział Ron po krótkiej naradzie z dziewczyną. - Naprawdę możemy?- zapytał Harry. Granger przytaknęła twierdząco. - Wracajmy na lekcję. - powiedziała Ginny ocierając łzy. Wstali z miękkiej trawy i podążyli w kierunku Hogwartu. W klasie zamiast Profesora Snape'a znajdował się dyrektor - Dumbledore. - Siadajcie, drodzy uczniowie. Mam wam do przekazania ważną, a zarazem smutną informację. W klasie rozległy się szumy aż w końcu nastała cisza. - A więc wasza szkoła zostanie zamknięta,z powodu iż Ministerstwo Magii przestało uważać naszą szkołę za bezpieczne miejsce. - wydukał. - Spakujcie się. Macie czas na wyjazd do jutra. W tyle klasy słychać było cichy płacz. Kristen szlochała. Potter podszedł do niej. - Kris, czemu płaczesz? Nie przejmuj się. Zamieszkamy razem, prawda Hermiono? - zapytał Harry. Był oczarowany nową uczennicą. - O.. wprowadziłam się obok ciebie! Hermiona Granger prawda? - rozpoznała dziewczyna. Ginny przeszyła ją szyderczym spojrzeniem. Poczuła ukłucie w sercu. Dziewczynę zawołał Draco. - Jakim sposobem chcesz mi znów dokuczyć? - zapytała przewracając oczami. - Zakazany Las, Dziewiętnasta. Masz być. Sama. - rozkazał. Odszedł odpychając ją na bok. "Czego on znów chce" - zastanawiała się. Jej chłopak wciąż siedział przy Kristen. Doszła do nich Boonie Lupin. Odtąd do ich paczki dołączyła Kris i Boonie. Kogo jeszcze wezmą? Severusa Snape'a? ***Ginny o umówionej godzinie wymsknęła się z Hogwartu. Na skraju Zakazanego Lasu stał Draco. Pomachał dziewczynie. - A więc.. między tobą a Potterem nie układa się za dobrze. A.. a... a ja cię kocham! - wydukał. - O Jezuu.. Malfoy to są żarty? - zapytała Ginny która naprawdę nie miała na to ochoty. - Nie przysięgam! - Hmm.. w sumie. Ja ciebie chyba też. - skłamała. Zawsze ją do niego ciągnęło. Malfoy pochylił się nad nią..- A więc tak wykorzystujesz swoją szansę? - zapytał Harry, który pojawił się ni stąd ni zowąd. - A ty z Kristen? - Ja ją tylko pocieszałem.- Nasz związek nie ma sensu. Tak zakończyli bycie parą. Harry odszedł. Był przygnębiony. Starał się zrobić dobrze- wyszło jak zawsze. Poszedł spać w podłym nastroju.
~ Harry Potter. Zawieszony na wakacje.
To dzisiaj jest prawdopodobnie najgorszy dzień mojego życia. Czemu? Odpowiedź na pytanie jest prosta. Dzisiaj wyjeżdża moje jedyna straszyciółka : Catrine. Moja zarazem sąsiadka jak i przyjaciółka już się pakuje. Leci na lotnisko za godzinę. A ja tutaj zgniję. W normalskiej szkole. I co? Siedzę tu teraz i się użalam. Zwalczam w sobie chęć zarygolowania jej drzwi. Ona ma talent i to nie mały. Wiem że zależy jej na mnie i nie chce wyjeżdżać tak strasznie. Może i ja będę miała szansę wyjechać? W to szczerze wątpię. Matka została w starym miejscu zamieszkania. Walczyła o mnie bez skutku. Zostałam z ojcem alkocholikiem. A w sumie, zostałam sama od półtorej miesiąca. Ojciec poszedł do paki a po matce wszelki słuch zaginął. Łudziłam się że Catrine zatęskni za bardzo za rodzinnym miastem. Jednak zajęcie zaczynało być nużące więc wyszłam zaczerpnąć powietrza. - Ej! Ej! Fearen!! - wołała stojąca w ogrodzie Cati. Podniosłam brwi pytająco. - Mama powiedziała że twoja mama znaczy że masz jechać z nami będziemy mieszkać obok siebie, chodzić do Straszyceum itd! - piszczała. Nie sądziłam że będę miała aż taką szeroką japę jak to usłyszałam. Szybko zabrałam walizkę z ubraniami. Miałam ją zawsze. Tak na wszelki wypadek. Postawiłam walizki i czekałam aż wybije dwunasta. Tik-Tak.. Tik-Tak - czas wlekł się nieubłaganie. Umilałam sobie czas wyobrażaniem sobie jak tam jest. Nie oczekiwałam zbyt wiele- moje życie jak dotąd było porażką. W końcu nadszedł czas. Pożegnałam się z starym zapchlonym wiecznie brudnym domem. Kopnęłam drzwi i jak najszybciej wyszłam z domu. - Wsiadaj do auta:) - ponagliła mnie Catrine. - Jedziemy autem?! To nam zajmie z tydzień! - jęknęłam. - Co ty głupia? Autem tylko na lotnisko
A tak dokładniej zajmie nam to 4-5 godzin. - odparła Catrine. Jechałam z rodziną w ciszy. Po półgodzinnej jeździe autem wsiedlismy do samolotu. Usiadłam obok okna. Gdy samolot wystartował zaczęłam podziwiać białe obłoki chmur. Wciąż nie wierzyłam że to się dzieje naprawdę. Po raz pierwszy od 5 lat spotkam swoją matkę. To jest możliwe. Czekałam aż wylądujemy ale czekanie było żmudne. Zasnęłam. Po kilku godzinach snu poczułam miękkie, białe futro i zimną skórę. - Wstawaj.. Fear wstań! - budziła mnie. Podniosłam się, ospale ziewnęłam i z ociąganiem wstałam zabierając bagaże. Gdy wysiadłam ujrzałam piękną trawę, ptaki i słońce. Otworzyłam szeroko oczy z zdumienia. To najpiękniejsze miejsce jakie widziałam przez całe 16 lat. Pojechałam do nowego domu. Obok niego rozprzestrzeniały się drzewa i rozległe łąki. Klimat idealny. Moją sąsiadką była Cati i pewien chłopak. Chciałam go poznać ale wszystko po kolei. - M,mama? - zapytałam widząc kobietę w domu w którym miałam zamieszkać. Matka przytaknęła i przytuliła córkę. I niby jakim cudem kochająca, zadbana matka przegrała proces sądowy? A wiem. Bo kumpel ojca był sędzią. Ale teraz przeszedł na emeryturę
- Pójdę zapoznać się z sąsiadem dobrze mamo?- zapytałam. - Jasne ale wróć na kolację - powiedziała. Poszłam pod żywopłot dzielący nasze podwórka. - Hej^^ Jestem nowa. - zawołałam do przystojnego chłopaka. - Super. Spadaj ok? - odepchnął ją obojętny chłopak.- Ych.. uhm przepraszam! Ten to może spotkamy się za chwilę?- zmienił zdanie gdy tylko na mnie zerknął. Zaczekałam. Wyszedł , dał mi jego numer , puscił oczko i się pożegnał. - Ej Catrine? - przeszłam do przyjaciółki.Rozpakowywała się więc wyciągnęłam starą piłkę i zaczęłam kopać. Tutaj było ekstra. Zapadał wieczór - była 21 lato więc dopiero teraz- więc weszłam do domu i zdjęłam obszarpane trampki. Mama najpierw pokazała mi tak super pokój że nawet się wam o takim nie marzyło a potem przedstawiła nowego chłopaka : Scolata. Nie polubiłam go ale to wola mamy. Zjadłam kolację patrząc na jego obrzydliwy jakby fałszywy ryjos i jak najszybciej odeszłam od stołu. ~ To bez ciągu dalszego ;'D
To tyle na dzisiaj.. A no tak! Mało bym zapomniała. Łapcie FF :
Rosalie! Rochelle! - zawołała Summer. Maluchy znów się rozbiegały po parku. Alicorn *plus kucyk ziemski xD* już nie miał do nich sił. Ale Space wstała i z zaskoczenia złapała Rochelle.
- Złap siostrę to pójdziemy na lody..- westchnęła. Cały dzień bawiła się z córkami a Teri był w pracy. Jutro miał zacząć się urlop męża.
- Chodźmy chodźmy! - mała klaczka dowiedziała się już o lodach. Kobieta wzięła klacze na grzbiet i pobiegła do ich domu w Ponyville, i zamknęła drzwi na klucz.
- Ładnie to tak uciekać mamusi? - spytała zła. Maluszki spojrzały na nią błagalnie.
- Dobrze już. Jeszcze tylko godzinka i idziemy spać, dobrze? - zapytała. Maluszki przytaknęły i pobiegły pobawić się z Aimer Jolie albo Diabelerie.
- Dziewczynki, czekajcie! Musicie ładnie wyglądać. Ja się przejdę z wami, muszę odwiedzić Cerise.
Summer ubrała Rochelle w małą, różową sukieneczkę tak samo jak Rosalie. Do przyjaciółek dziewczynek nie miały daleko.
- Hej Aimer! - powiedziała Rose - Hej Diabi!
Kucyki pobiegły się bawić do ogrodu.
- Wolę je mieć na oku.. wyjdziemy? - zapytała Cerise.
- Chętnie.
Klacze się ganiały. Cerise i Summer plotkowały godzinkę.
- No maleńkie! Spać. - powiedziała fioletowa klacz. One się pożegnały. Summer umyła dziewczynki i położyła spać.